piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział 4

Już od ósmej krzątam się po mieszkaniu. Zawsze jak przyjeżdżam do mamy wstaję wcześniej bo zwyczajnie w świecie nie mogę tutaj spać dłużej. O dziwo mamy nadal nie ma na dole. Wczoraj poszła późno spać więc pewnie odsypia. Nadal zastanawiam się dlaczego tak wczoraj zareagowała jak dowiedziała się czym zajmuje się Andrzej. Może mi się po prostu zdawało? No nic... Chwilę temu wskoczyłam w luźny dres i t-shirt z ręcznie wyciętym dekoltem w kształcie litery V. Podchodzę do lodówki i wyjmuję wędlinę, ser żółty, pomidora i cebulę. Rozkładam produkty na blacie i  i biorę sie za krojenie pomidora. Kiedy już to kończę obieram cebulę i siekam ją w drobne kosteczki. W międzyczasie włączam wodę na herbatę  i smaruję kromki chleba. Przenoszę talerze z wędliną i serem na stół a obok nich kładę kolejny z pomidorem i cebulą. W tym samym momencie do kuchni wchodzi mama.
- Cześć słońce. - cmoka mnie w policzek.
- Hej. Siadaj śniadanie gotowe. - uśmiecham się i zalewam dwie herbaty.
- Mmm. Pyszności. - komentuje siadając do stołu.
Uśmiecham się i z kubkami w ręku dołączam do niej.
- Smacznego - mówię łapiąc na kromkę.
- Smacznego - odpowiada.

Właśnie wchodzę do swojego pokoju założyć na siebie coś 'kobiecego' bo mama zaprosiła kogoś na dzisiejszą kolację. Nie chciała powiedzieć kim jest ta osoba więc odpuściłam. Pomimo, że się wyprowadziłam od niej nadal mój pokój pozostał moim pokojem. Nic się tutaj nie zmieniło. Na komodzie stoją nagrody sportowe, nad nimi wiszą medale. Łóżko ustawione pod ścianą zaścielone tym samym fioletowym kocem co kilka lat temu. Nad łóżkiem wisi ogromny szeroki obraz przedstawiający moją miłość: czytaj; Micheala Jordan'a. Od trzeciej klasy podstawówki grałam w koszykówkę. Nie umiałam bez niej żyć. Kiedy tylko miałam wolny czas ubierałam wysokie buty i z piłką pod pachą biegłam na boisko gdzie grałam z chłopakami. Może dlatego trudno mi złapać kontakt z dziewczynami skoro przez całe dzieciństwo trzymałam się z chłopakami. W końcu po 7 latach gry na najważniejszym meczu w życiu źle wylądowałam przy rzucie i nabawiłam się groźnej kontuzji kostki. Od tamtej pory nie mam w ogóle styczności z piłką. Zbyt bardzo boli fakt, że nie mogę już grać. Dlatego...
- Kochanie gotowa? - słyszę pukanie do drzwi i chwile później mamę za nimi.
- Jeszcze chwila - zapewniam na co ona przytakuje i wychodzi.
Zarzucam na siebie sukienkę a włosom pozwalam opadać na ramiona. Wchodzę do łazienki  i delikatnie poprawiam rzęsy tuszem i przejeżdżam eyelinerem po powiekach. Przeciągam jeszcze błyszczyk i jestem gotowa. Zakładam balerinki i schodzę na dół. Słyszę śmiech mojej mamy i jakiegoś mężczyzny. Niepewnym krokiem wkraczam do jadalni i widzę Marzenę z dość przystojnym troszkę wysokim mężczyzną. Z tego co zdążam zauważyć ma ciemne włosy - zero siwizny! - i ubrany jest w garnitur.
- O jesteś! - zauważa mnie mama. Mężczyzna od razu się odwraca. Czuję dziwne ukłucie w okolicy klatki piersiowej. Gdzieś już go widziałam. Ma strasznie charakterystyczne rysy twarzy. - Amanda to Jarek, Jarek moja córka Amanda. - od razu nas przedstawia.
Owy Jarek podnosi się z krzesła i wyciąga dłoń w moją stronę. Jestem niepewna. Czuję na sobie parzące spojrzenie mamy,  która nie spodziewała się widocznie, że tak zareaguję.
- Miło mi Cię poznać, Amando. - jego głos uderza we mnie a serce wali jak szalone. Stoimy jeszcze około dziesięciu sekund w bezruchu a jego ręka nadal wyciągnięta w moją stronę.  Chwytam za nią i przełykam ślinę.
- Nawzajem. - odwracam wzrok i przechodzę na drugą stronę stołu.
- Usiądźcie - mówi mama nieco poddenerwowana zaistniałą sytuacją.
Kątem oka widzę jak mężczyzna gładzi mamę po ręce dodając jej nieco otuchy. Jestem cholernie wściekła. Nigdy nie sądziłam, że mama zacznie się z kimś spotykać... Z jednej strony ok, fajnie jest szczęśliwa ale z drugiej nie podoba mi się to... Przeczuwam same złe rzeczy związane z tym 'związkiem'. Jeszcze cholernie mi kogoś przypomina. To też nie daje mi spokoju.
Z transu wyrywa mnie mama nakładając na mój talerz makaron z łososiem. Czekam aż nałoży Jarkowi i sobie.
- Smacznego. - mówi z uśmiechem na twarzy mężczyzna patrząc kolejno na mamę i na mnie.
- Smacznego - odpowiadamy obie.
Kolację zjadamy w spokoju. Wymieniamy może parę zdań, w sumie to oni. Ja nie włączam się w żadne dyskusje. Informuję, że posprzątam po kolacji i odchodząc od stołu zbieram talerze.  Wchodzę do kuchni i pakuję wszystko do zmywarki. Słyszę stukot obcasów i chwilę później w pomieszczeniu pojawia się mama.
- Co to miało być? - wyrzuca z siebie. Jest zdenerwowana, widać to.
- Jak to co? Jak sobie to wyobrażałaś? Że rzucę mu się w ramiona? - wyrzucam ręce w górę. Jestem zbulwersowana.
- Ale.. - mięknie - nie powinnaś tak zareagować. Jarkowi zrobiło się przykro. - wraca do poprzedniego tonu.
- Proszę? To martwisz się bardziej o niego niż o mnie?! - wybucham - Dzięki... - dodaję kiedy nic nie odpowiada i najzwyczajniej w świecie wylatuję z kuchni i wybiegam do swojego pokoju.
Chcę płakać, krzyczeć i walić pięściami w ściany. Muszę wyładować cały gniew. Rzucam się na łóżko i zaczynam płakać. Nie wiem co się ze mną dzieje, nie umiem się uspokoić. Nie wyobrażałam sobie, że to kiedyś się stanie. Ale przecież to było nieuniknione. Musiało to się chyba kiedyś stać, prawda? Mogłam się domyśleć o co chodzi kiedy tylko nie chciała powiedzieć kto nas odwiedzi. Albo jeszcze lepiej.. powinna mi powiedzieć wcześniej! Uniknęlibyśmy tej niezręcznej sytuacji. Przewracam się na prawy bok i czuję wibrację na biurku. Podnoszę się i sięgam po telefon.
Dzwoni Andrzej
- Halo? - słyszę jego głos w słuchawce.
- Hej. - staram się utrzymać poważny głos i pozbyć się okropnej chrypki spowodowanej płaczem.
- Co się dzieje? - pyta niemal od razu.
- Nie chcę o tym gadać. Nie przez telefon. - czuję jak pojedyncza łza leci po moim policzku. - Porozmawiamy jutro.
- Jutro? Wracasz już jutro? - dopytuje się.
- Tak. Nie pytaj o nic więcej, proszę.
- Oczywiście. - uspokaja mnie. - W takim razie nie wgłębiam się teraz. Tylko nie płacz, proszę.
- Uhm. - mruczę pociągając na nosie.
- Manda! Przestań płakać. Uspokój się i idź spać. - wyraźnie słychać troskę w jego głosie.
- Dobrze. - odpowiadam ledwo słyszalnie. - Dobranoc.
- Trzymaj się. Śpij dobrze mała.
Rozłączam się i od nowa zalewa mnie fala łez.  Próbuję się opanować i wycieram policzki. Zdejmuję sukienkę i zakładam koszulkę wraz z spodenkami. Zmywam makijaż i od razu wchodzę pod kołdrę. Jestem zmęczona. Cholernie zmęczona. Zamykam oczy i od razu zasypiam.

***

Przepraszam, że tak długo musieliście czekać ale nie miałam tymczasowo internetu :(
Ale powracam! Zdziwieni zaistniałą sytuacją? Myśleliście pewnie, że to jest powiązane bardziej z Karolem... racja? No ale kto wie... Może akurat? :D
Komentujcie, proszę :( to mnie cholernie motywuje...
buziaki!!

blondi

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział! Nie rozumiem zbytnio pretensji mamy... Cały ten Jarek mnie wkurzył...
    Podejrzewam, że też popłakałabym się...
    Ciekawe co z tym powiązaniem Karola z Jarkiem.... Jestem bardzo ciekawa.
    pozdrawiam serdecznie! i zapraszam na nowiusieńki rozdział do mnie :)
    http://zastapzloscmiloscia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Robi się coraz ciekawiej. Ale to dobrze;)
    Pozdrawiam;>

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, bardzo mi sie podoba. I rzeczywiscie myslalam ze to bedzie jakos powiazane z Karolem. No ale to dopiero sie zobaczy. Fajnie, ze Amanda utrzymuje kontakt z Wronka : )) czekam na nastepny i pozdrawiam : **

    OdpowiedzUsuń